Poemat 3 III 2020
Im jesteś starszy tym wena pojawia się rzadziej
wena to przebłyski z młodości
kiedy widziałeś, czułeś, zachwyciłeś się po raz pierwszy
podróże to wena
obfitują w pierwsze chwile
Nie ma przekazu, bo wszystko zostało już przekazane
co zostać miało
tak też twierdzono w 1234 roku
Nie ma przekazu, bo nie ma się przeciwko czemu buntować
wszystkie sprawy przeciw, którym można było się buntować
zostały już obsadzone przez innych kontestatorów
a ci z kolei stali się śmieszni,
bo w swym buncie powszechni, przeciętni, zwyczajni
bunt stał się ich tożsamością zbiorową
„my buntownicy” – żenada
prawdziwy bunt, to bunt jednostki, jednostkowy!
więc jeśli się buntować to tylko przeciw zbiorowym fakekontestatorom
Jest trzeci marca, Warszawa dziś fajna
noszę letnią kurtkę, bo wyszedłem rano, tylko na chwilę,
a już jest wieczór, jeszcze nie wróciłem
do kamienicy, w dobrej dzielnicy, wokół mnie ludzie dzicy
piękni, piękne kobiety, mężczyźni, wszyscy piękni
a jeśli brzydcy, to też piękni
odbija się ich skóra od wilgotnych chodników, oświetlonych latarń
zęby radości
idę przez warszawskie ulice
pachną paliwem i życiem i winem i wentylacją, pachną pracą i zasłużoną przerwą
są dziś ostałe, osiadłe, są sobą, jakby dziś nikt nowy do miasta nie przyjechał
jakby w końcu miasto odpoczęło, stanęło na pięć minut, przestało przyjmować nowe, przestało wyrzucać stare, jakby po prostu było na chwilę takie same
kierowca skutera—ubera, na chodnik się wdziera, prawie upada, na bok, lecz się ratuje,
zabawne to, a nawet się nie uśmiecham, normalne. większość udaje pracowników, a wewnątrz nic – tylko człowiek.
Za dnia: kseruję w ksero, podchodzi el menelo, ledwo się trzyma, spłukane zero, stoi ledwo
na kartce zaczyna pisać długopisem pożyczonym, co też mu mają napisać na komputerze
pracownik zaznacza: „to będzie pięć złotych za napisanie, to łącznie z kserowaniem będzie osiem trzydzieści”
tamten szasta hajsem, wysypuje na ladę – nie wiem – osiem sześćdziesiąt trzy może i mówi, że „dobra”
pisze
w jednej ręce ma kubek kawy z automatu
bogacz pisze
słania się
„pan tu nie zasypia”
„pan już nie pisze”
„pan już mi to pokaże”
pan, pan, pan
Polak nawet obsranego żula nazwie „panem”
jeśli to żul mu płaci
„pan się ujebał gównem proszę pana”
Pan
lecz to nie panowanie mnie zdejmuje, a współczucie,
które się wyraża w nas wobec „Pana”
nikt się nie śmieje z niego, nikt się nie dziwi, nikt nie wybrzydza
to Praga-Północ i każdy tego pana akceptuje
nawet to, że się kładzie na ladzie
okej – napisano, skserowano – dostał, co chciał, poszedł
i ja poszedłem.
Warszawa nocna
już nie chłodna
moja niemoja
kiedyś moja
lecz odkąd ją opuściłem
te kilka lat temu
najpierw Zielonka, potem morze, potem Poznań, potem morze znów,
potem Praga na chwilę i znów Zielonka i teraz od września znów Warszawa
w końcu Warszawa, moja niemoja prawdziwa Warszawa
opuszczona,
jak dziewczyna po rozstaniu, i teraz znów zszyta
nie ufa już
nie zaufa tak mocno już nigdy
ale cieszymy się
docieramy
ufamy
roztaczamy blaskami.
Whisky w „Norce”
niech „Norka” trwa i nie zamyka się nigdy, tylko o tyle proszę
wszystko płynie, pantha rei
wódka płynie i whisky
„dżeka poproszę”
„to będzie dwanaście złotych”
daję piętnaście
znaczące: „dziękuję”
dziękuję
stoję sam przy barze
obok facet rozwiązuje test matematyczny
„matura?” – pytam
jego kobita się śmieje, bo mają lat więcej niż wódka procentów
sączę, stoję, milczę
stylowo
za sukces poczytuję niezapytanie o dowód
stylowo
lat na karku, więcej niż ten Jack na etykiecie
stylowo
Levisy na dupie
stylowo
przeliczam hajs
2750
zaraz się pozbędę, zapłacę, olżeję
jutro nowy przelew, sprawdzam
bank, mbank, aliorbank, ebank
pojutrze nowy
3600
sprawdzam, konto
800
przeliczam
9k
zaraz zarobię i zaraz się pozbędę
piję
wolno
radio gra rockową kolędę
whisky daje ogień we mnie
wychodzę na zimną ulicę, chcę krzyczeć
ze szczęścia
przejmuje mnie grana z auta przejeżdżającego Nowogrodzką piosenka
przejmuje mnie wzrok stojącej kobiety w płaszczu
chyba na kogoś czeka, na kogo, to nie jest twarz obojętna
wszyscy gramy, gramy kogoś non stop
barmani, furmani, przechodnie, kierowcy, kelnerzy,
wszyscy gramy swoje role
i po co te poważne miny, po co te dąsy
przecież każdy człowiek rozsądny, nie powinien być do końca rozsądny
czy to warto tak życie brać na poważnie i się przejmować?
Wchodzę do restauracji – dwaj faceci rozmawiają o polityce
„PiS to PiS tamto”
jeden siedzi w bluzie, drugi ma okulary plastikowe na czole i smaruje chleb pasztetem
poczytuję to za żenujące
co oni kurwa mają do PiSu
w sensie, na chuj się podniecają
równie dobrze mogliby gadać o kraterach na Marsie – sprawczość taka sama
Ostatnio ze Staśkiem rozmawiałem w Spatiffie o wyborach prezydenckich
i to już nie było żenujące, bo Staś przewiduje wyniki tych wyborów w pracy i przedstawia te wróżby dużym, zagranicznym firmom
to nie było żenujące, bo Staś jakoś tych wyborów dotyka
przez zasłonę, ale dotyka,
a skoro ja dotykam jego, to obaj jakoś dotykamy
wpływamy
facet w bluzie i od pasztetu tylko pierdolą
chuja mogą.
U Gesslera jadam nóżki i piję wódkę
o pierwszej
a potem żremy KFC
pani kasjerka o drugiej w nocy ma różowe włosy
„pewnie dobrze się rucha”
komentuje Kuba
ona się tylko czerwieni
to pewnie od pieca, z którego wyjmuje skrzydełka
W A R S Z A W A
nie da się Ciebie nasycić
puenta: wchodź pod górę jak ją spotykasz na drodze,
a jak jedziesz rowerem to JEDŹ!
i nie złaź nigdy.