zapiski z czarnego kajetu vol. 2
Są takie dni, kiedy niby to żyjesz, rozmawiasz z ludźmi, wykonujesz swoją pracę, nawet się uśmiechniesz i opowiesz żart, ale wewnątrz…
umierasz
Umierasz także na ciele, młodym jeszcze, na ciele które przypala cię na wolnym ogniu.
A jeśli twoje ciało na zmianę pęcznieje, kruszeje, maleje, potem wydala z siebie syfy, którymi je karmisz przez dni całe i jeśli odmawia ci sił, jeśli cię wkleja do łóżka, z którego nie możesz ręki podnieść, a co dopiero głowy, oznacza to tylko… nie! Nie tylko, lecz powierzownie… jest niedobrze.
Niedobrze ci na głowie, a zatem działania Twe są niedobre. I doprawdy to jest taki stan, którego rozwijać nawet dalej ochoty nie mam.
Dlatego tylko w czas, tylko powierzchownie, ale jakże poważnie składam przed sobą i przed Wami deklarację:
Przez całe wakacje, począwszy od 1 lipca nie zapalę papierosa, ni cygara, ni cygaretki, nie equosa – w skrócie czegoś zobligowanego na przyjmowanie tytoniu oraz… nie wypiję grama alkoholu. Przez 2 miesiące. Do 1 września.
Ktokolwiek mnie w takiej sytuacji przyłapie, ten powinien podejść do mnie, poinformować, a ja bez mrugnięcia okiem wypłacę mu 100 złotych.
A zatem wakacje bez tytoniu i alkoholu.
Bo jak wiadomo, wódka lubi dym.
Rozpoczyna się regeneracja i turbo aktywacja.
Bo oh gosh… jak dobrze mi bywa w trzeźwości!
Niech się rozpoczną igrzyska!
W miarę możliwości własnej ekspozycji, będę Wam dawać zapiski z frontu. Wish me luck!